środa, 10 lutego 2010


Człowiek ciągle podąża za jakimś światełkiem. Na początku zwykle jest to bunt. Buntujemy się przeciwko przemocy, wojnie, plastykowym torbą, zjadaniem płodów, mięsa czy co sobie człowiek tam ubzdura. Ale po kilku latach dochodzi do wniosku, że ten jego suchy bierny bunt nic nie daje. "Jak buntować się to z maczeta w ręce" podpisy nic nie zdziałają. I w tym momencie nowym światełkiem może stać się miłość. Zaczyna się nowa tura "latania po drzewach". W końcu mu nic nie wychodzi i postanawia bezczynnie czekać aż samo przyjdzie. W tym momencie może sobie znaleźć hobby lub pracę ale ile można robić w kółko to samo? I tu pozostaje umrzeć.

4 komentarze:

  1. myślę, że hobby czy praca to zbyt prozaiczne opjce wyjścia. Rozwiązaniem winna być pasja, realizacja siebie poprzez to, co naprawdę się kocha, samo spełnienie, samo-zatracenie, kreowanie świata z zewnątrz i od środka - dla własnego indywiduum. Miłość to wciąż nazbyt mało - druga osoba, poprzez dzielenie uczucia zagarnia kawałek Ciebie, personalnego 'ja', uwikłanie w związek lekko wypacza odrębność, indywiudalność.
    Umierać? Każdy kiedyś umrze, a że materia posiada właściwości nieśmiertelne - wystarczy się skupić na czymś...najważniejszym.
    Interpretacja dowolna ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. W ogólnym znaczeniu chodzi o to żeby znaleść sobie jakieś zajęcie aby nie popaść a apatie.

    OdpowiedzUsuń
  3. zycie człowieka polega na robieniu w kółko tego samego, tak wykreował sie swiat w sumie pół życia i tak przesypiamy wiec do śmierci mamy bliżej, ale na śmierć trzeba sobie załużyc :) nie ma tak łatwo, dopóki nie zobaczysz, nie przebrniesz przez gówno nazbierane na tym swiecie nie masz co liczyć na zbawienna smierc

    OdpowiedzUsuń
  4. Na śmierć nie ma co liczyć.W sumie to zależy od wyznania. Czasami wystarczy się wysadzić w gronie niewiernym a czasami klęczeć przed złotym cielcem w kościele aby zdobić życie wieczne na chmurce z harfą w ręku. Ateistą pozostaje przeżyć godnie swoje życie.

    OdpowiedzUsuń